Łowienie łososi to magiczna zabawa, do której trzeba dorosnąć, i za którą się tęskni. Kilku z nas miało szczęście zmierzyć się z tą piękną ryba a nawet zapozować z nią do wspólnego zdjęcia ale wielu się to nie udało.....więc ponawiamy próbę. Tym razem jedziemy na Mandalselvę-rzekę, która uchodzi do Morza Północnego w Mandal.
Wybieramy wyjazd promem z Danii więc startujemy do Hirtshals w piątek wieczorem, A4, S3, A2 …. i blisko czterogodzinny postój w korku na Berliner Ringu no i ciśnienie rosło bo nie byliśmy pewni czy zdążymy na prom. Były już nawet pomysły przejazdu mostem ale wszystko się udało i w samo południe wypływamy katamaranem w kierunki Kristiansand a zaraz na nami wypływają Koledzy, którzy postanowili w tym roku jechać z nami- a więc załoga w pełnym składzie.
Godzina jazdy od Kristiansand i meldujemy się w Laksecenter Marnandalen. Płacimy licencje i udajemy się do obowiązkowej dezynfekcji naszych wędkarskich ciuchów.
Meldujemy się w naszym pięknym domku nad samym brzegiem rzeki i możemy cieszyć oczy widokami i skaczącymi w Mandal łososiami.
Do końca XIX wieku Mandal była jedną z najlepszych rzek łososiowych w Norwegii. Lecz w XX wieku połowy łososia i innych ryb słodkowodnych dramatycznie spadły w wyniku zakwaszenia spowodowanego kwaśnymi deszczami, żeby po kilku latach pierwotne stado łososia zostało wytępione. Populacja troci przetrwała reprodukcję w mniej zakwaszonych strumieniach i dopływach.
No ale Norwegowie nie byliby sobą gdyby … w 1997 nie uruchomili największego na świecie projektu wapnowania rzeki. Celem było stworzenie nowego stada łososia i przywrócenie rzeki do naturalnego stanu, jaki miała przez wieki. Biorąc pod uwagę połowy łososia z początku XXI wieku trzeba powiedzieć, że ta praca była i jest bardzo udana. W ostatnich latach zapotrzebowanie na wapno zostało zmniejszone do około 7 000 ton rocznie dzięki bardziej precyzyjnym metodom i nieco zmniejszającym się kwaśnym opadom. Według naukowca potrzeba leczenia wapnem będzie trwała przez długi czas.
Rzeka w ostatnich sezonach niesie mniej wody co ma wpływ na ciąg łososi dodatkowo jej temperatura sięga 19-stu stopni ale my przyjechaliśmy szukać swojego srebrnego szczęścia. Przez pierwsze dwa dni obławiamy “Skałę”, Finsdal i miejscówki pod obozem ale szczęście nie może nas znaleźć….
Ale wstaje dzień trzeci i ponownie wybieramy się na Finsdal. To piękny fragment rzeki, na którym może łowić kilku wędkarzy i sobie nie przeszkadzać. Rzucamy, zmieniamy się, czas mija i nic. Siadam na brzegu, cieszę się chwilą i widzę jak Darek podnosi wędkę a ona zaczyna pracować. Chwila emocji i pierwsza ryba wyjazdu... pstrąg ląduje w podbieraku. Schodzę niżej, żeby obłowić zwalniający nurt gdzie co jakiś czas skaczą łososie ale bez efektu. I nagle JEST !!! Słyszę Adama i widzę, że wędka wygięta i jak przystało na doświadczonego łososiarza kontrolując hol wychodzi powoli na brzeg. Bo kilku minutach emocji ogon łososia trafia w ręce łowcy a okrzyk radości niesie się przed cały Finsdal. Zdjęcia, gratulacje, mierzenie, sznurek na ogon i wracamy na obiad.
W kolejnym dniu wspólnie z Kolegami z domku obok wyruszamy na wycieczkę do Nasjonalt villakssenter - Kvåsfossen miejsce, w którym każdemu łososiarzowi serce bije mocniej.
W miejscu tym można obserwować z bliska łososie, które płyną po 46 schodach i pokonują 20 metrów przewyższenia. Jest to najdłuższa tego typu budowla w Norwegii a sam tunel wydrążony u stóp wodospadu ma 220 metrów. Dopełnieniem tego pięknego miejsca jest spektakularny budynek wystawienniczy z oszałamiającym widokiem na krawędź głębokiego kanionu rzeki Lygna. Po zejściu pod ziemię można podziwiać piękne łososie, które odpoczywają w gigantycznym basenie a kto ma więcej szczęścia zobaczy je również w kaskadach.
A po emocjach związanych z oglądaniem wielkich łososi jest czas na film w sali projekcyjnej a jego motywem przewodnim jest oczywiście łosoś i jego znaczenie dla gospodarki, kultury i tradycji regionu. Całość to wspaniałe centrum edukacji ekologicznej dla młodszych i starszych z salami multimedialnymi i miejscem na wykłady. Korytarze są obwieszone obrazkami łososi wykonanymi przez najmłodszych w czasie ich lekcji ..czym skorupka za młodu…ech inny świat.
Wracamy do Mandalselva Laksehytter i naszego domku numer 6 no i zbroimy się na grube łososie takie jakie widzieliśmy w Kvåsfossen. Chłopaki wybierają wędkowanie przy domku inni jadą pod „Skałę” a ja wybieram basen pod elektrownią przy samym Marnar Laksesenter, miejsce to spodobało mi się już kiedy wędkowałem rok wcześniej na Mandal. Miejscówka jest piękna i trzeba trafić kiedy jest wolna. Tym razem schodzę z wysokiej skarpy i jest pusta. Łowię trzy godziny i mimo skaczących sreber nie jest mi dane poczuć tego wspaniałego pulsującego ciężaru. Chłopaki również ten dzień zamykają na pusto. Wieczór przy grillu, piwie i smakołykach o które zadbał Jacek i jest pięknie. Kolejny dzień to wyjazd na moje szczęśliwe miejsce, gdzie w podczas ubiegłorocznej wizyty złowiłem 5 kg szczęścia. Spędzamy tam sporo czasu ale woda jakby martwa nawet przestały prześmiewczo skakać i nas wkurzać. Po południu wspólne łowienie poniżej obozu, wspaniała atmosfera, ognisko i dzielenie się swoimi wędkarskimi doświadczeniami. Przy ognisku czas mija jakoś szybciej, rozchodzimy się po rzece na wieczornego „seta” i każdy wybiera swoje miejsce. Wracamy po ciemku do obozu i każdy zdaje relację…pusto.
Dni uciekają szybko a my powtarzamy scenariusz z poprzedniego dnia łowiąc rano na „moim” miejscu a po południu schodzimy do wody w okolicach obozu. Biczujemy wodę a czas ucieka i nic. Spotykam Adama i wspólnie obławiamy piękną miejscówkę on z jednej a ja z drugiej strony Mandal. Zauważamy srebrną rybę, która skacze w okolicach naszych much. Dochodzi do nas Darek i z łowienia przechodzimy na kręcenie filmików i fotopamiątki z Mandal. Adam daje pas i widzę do jak drepta po wzgórzu idzie do obozu. Darek siada za mną na brzegu i uruchamia tryb narzekania na trudny los łososiarza. Że był już dwa razy, że nic nie złowił, że w przyszłym roku nie jedzie na salmona. Wychodzę z wody i zapraszam go do wejścia w miejsce, widzę że robi to bez przekonania ale wyciąga głowicę i rzuca.. Ja postanawiam powoli iść do obozu. Ale zrobiłem tylko pięć kroków i słyszę…MAM !!!
Ryba szaleje w nurcie i raz za razem hamulec gra tą piękną melodię. Po kilku minutach widzę jak kładzie się na płytszej wodzie i podejmuję pięknego salmona. Kładę go na brzegu a Darek wykonuje taniec radości. Sznurek i wracamy do obozu.
Kiedy Darek po sesji i gratulacjach doszedł do siebie oczywiście poinformował nas że za rok na łososia jedzie :)
Łowimy jeszcze jeden dzień a nasz kolega Marcin ma łososia na „Skale” przegrywa jednak walkę ale jest szczęśliwy. Ale każdy z nas wie, że łowienie łososi to sztuka cierpliwości, przegranych i wygranych pojedynków z tymi pięknymi rybami.
I tak nam minął tydzień nad Mandal nasz tegoroczny „Salmon Time”… wrócimy tam z pewnością.
Adam Litwin